Ural - impresja
Podróż pociągiem z Sofii do miasta Wraca zainspirowała mnie do napisania krótkiej impresji.
--
Wschodząca tarcza słońca,
choć jeszcze niewidoczna, zaczęła raczyć swymi promieniami
najwyższe szczyty. Ciepłe barwy poranka posuwały się coraz niżej,
aż granica między dniem a nocą znikła. Granatowy cień skupiony w
głębokich dolinach bladł, by w końcu ustąpić światłu odbitemu
od zaśnieżonych stoków. Zbocza gór Uralu Polarnego sprawiały
wrażenie niedostępnych. Strome i poszarpane, pięły się w górę,
by z drugiej strony opaść gwałtownie w leśną gęstwinę. Gdyby
nie czarna nitka torów kolejowych tnąca skalne masywy w pół można
by pomyśleć, że w tej okolicy nigdy nie stanęła ludzka stopa.
Staruszek nerwowo stukał palcami w dębowy blat stołu. Chaotyczna początkowo piosenka wkrótce zaczęła nabierać kształtów, by w końcu sharmonizować się z miarowym stukotem kół pociągu.
- Czy to hymn ZSRR? - tubalny głos mężczyzny z drugiej strony stołu przerwał kanonadę rytmów.
Staruszek oparł się w wysokim, skórzanym fotelu i wskazał dłonią na leżący przed nim dokument, mówiąc:
- Widzisz Hart, moglibyśmy zaśpiewać tu rosyjski hymn a cappella, nikt by się o tym nie dowiedział. Właśnie dlatego na trudne rozmowy wybieram tę okolicę. Mając taką gwarancję prywatności, nic nie stoi na przeszkodzie, abyś wyjaśnił mi, jak do tego doszło.
-
Wszystko zostało już
powiedziane – odparł wysoki mężczyzna ubrany w strój
myśliwego. – Wolałbym zadać kilka pytań.
- Kto pyta nie błądzi.
- Co zamierzasz zrobić?
- Z czym?
- Jak to z czym? Zostali tam ludzie.
-
Ludzie? – staruszek pochylił
się nad dzielącym rozmówców stołem. – Powiedz mi szczerze
Hart, czy po tym wszystkim dalej wierzysz w ludzi?
-
Stacja kolejowa w Pripolyarnyi
leniwie witała nowy dzień. Dwóch mężczyzn odzianych w potężne
futra gnieździło się w niewielkiej budce ogrzewanej naftowym
grzejniczkiem i niezliczonymi ilościami wódki. Otępiali stróże
żyli w bezsutannym zawieszeniu między snem a jawą.
Nagle drzwi murowanej klitki
wpadły do środka tak gwałtownie, że płaty lodu odpadły od
framug, rozbijając się w drobny mak na przeciwległej ścianie. W
świadomości upojonych mężczyzn zamigotały wojskowe mundury.
Wszystko działo się tak szybko. Nieskończony potok pytań popłynął
w kierunku obolałych głów, dudniąc i hucząc niczym miażdżony
metal. Z jednolitej masy dźwięków gospodarze rozumieli tylko jedno
słowo: pociąg.
Żołnierze wywlekli nieszczęśników na zewnątrz. Lodowate powietrze pomogło, otrzeźwiając przełożonego zmiany. Gdy zobaczył czarną gardziel lufy karabinu Mosin-Nagant, powaga sytuacji stała się oczywista. W popłochu podniósł ręce w geście niewinności i wybełkotał:
- Przysięgam, nie było tu żadnego pociągu!
Post a comment